Lepiej żeby infrastruktura telekomunikacyjna nie psuła się w przyszłym tygodniu.
"Orange Polska - operator większości kanalizacji teletechnicznej w Warszawie - wprowadził w dniach 6-10 lipca 2016 r. całkowity zakaz prowadzenia wszelkich prac w kanalizacji kablowej Orange Polska. Powyższy zakaz dotyczy również przypadków usuwania awarii infrastruktury znajdującej się w kanalizacji Orange Polska.
Ograniczenia te będą obowiązywać w kwadracie strefy wyznaczonej ulicami:
- al. Zieleniecka + Al. Jerozolimskie od ronda Waszyngtona do ul. Towarowej
- ul. Towarowa do ul. Grzybowskiej
- ul. Grzybowska do ul. Marszałkowskiej
- ul. Marszałkowska + plac Bankowy + Stare Miasto + Podwale + plac Zamkowy ze wszystkimi sąsiednimi ulicami
- ul. Nowy Świat + ul. Krakowskie Przedmieście z sąsiadującymi ulicami
- wszystkie ulice sąsiadujące z hotelem Marriott oraz ul. Żwirki i Wigury
Istnieje prawdopodobieństwo, że obszar objęty restrykcjami może zostać rozszerzony."
Obawiam się, że nie będę miał netu i że będę miał problem żeby wyjść z domu.
czwartek, 30 czerwca 2016
środa, 22 czerwca 2016
piątek, 17 czerwca 2016
Przygody Stanisława z...
Raczkowski ma cykl rysunków Przygody Stanisława z Łodzi. Ja mógłbym prowadzić Przygody Stanisława z Warszawy. Właśnie coś mi się rozlało w plecaku tak, że nawet przemiękł i musiałem spodnie uprać - w autobusie trzymałem go na kolanach. Tylko nie wiem co. Nic co było w środku nie sprawia wrażenia rozlanego, wylanego lub zmiażdżonego.
czwartek, 16 czerwca 2016
Kto najbardziej zyska na podwyżce płacy minimalnej?
Od przyszłego roku płaca minimalna ma wzrosnąć o 150 zł. Ponieważ jest to kwota brutto to pracownik dostanie z tego tylko 104 zł. Jednak płaca brutto to nie wszystko co płaci pracodawca. Dzięki tej podwyżce do rządowej kasy pójdzie 77 zł. To oczywiście przy założeniu, że składki, kwoty wolne itp rzeczy się nie zmienią. Ponieważ pracownik wydając tę stówę zapłaci zapewne z niej 23 % VAT to w sumie na daniny publiczne pójdzie prawie 101 zł. Czyli kto w rzeczywistości zyska na podwyżce płacy minimalnej?
niedziela, 12 czerwca 2016
niedziela, 5 czerwca 2016
Najwyższe wzniesienie Mierzei Helskiej (aktualizacja: 18.02.2024)
No właśnie, jakie jest?
Jako najwyższa wydma reklamowana jest Góra Libek (Lubek). Jednak na tablicach jest dopisek, że znajduje się ona w pasie pomiędzy Kuźnicą i Jastarnią. I tak to trzeba czytać - jest to najwyższe wzniesienie tylko na tym odcinku. Rzeczywiście, nie jest zbyt wysokie - liczy zaledwie 12 m npm.
Przez długi czas myślałem, że najwyższa jest Góra Szwedów z nieczynną już latarnią morską - 19 m npm. W końcu trafiłem na informację, że nie ta wydma jest najwyższa, ale że jest ona gdzieś na wschód od Juraty, czyli na terenie miasta Helu.
Przeglądając mapę topograficzną znalazłem wzniesienie przekraczające 20 m npm. Dodatkowo w latach osiemdziesiątych właśnie na nim stał mobilny radar obejmujący sporą część naszego wybrzeża. Wyglądało na to, że w końcu odnalazłem najwyższą wydmę.
Trafiłem jednak na opracowanie Romana Cieślińskiego "Typy krajobrazów na wybrzeżu województwa pomorskiego i ich geneza", w którym autor napisał, że "wysokość średnia mierzei wynosi 20-25 m, zaś maksymalnie 56 m". Teraz nie wiem czy dostępne mapy są aż tak zafałszowane, czy autor nie wiedział co pisze?
W ostatnich dniach trafiłem na kolejną zagwozdkę - mapę ESRI, która pokazuje wzniesienie o wysokości 74 m - z poziomic na mapie topograficznej wychodzi, że nie przekracza ono 20 m npm. Wg ESRI w jej pobliżu, na zachód, jest drugie wzniesienie o wysokości 65 m. Oprócz tego na południu jest jeszcze kilka o wysokościach przekraczających 30 metrów.
Komu wierzyć?
Aktualizajca 18.02.2024
Wg LabGIS najwyzsze wzniesienie jest kawałek na południowy wschód, tam gdzie jest Główny Punkt Kierowania Ogniem 3 BAS. Jednak odczyty z Geoportalu tego nie potwierdzają.
sobota, 4 czerwca 2016
Miałem dużo czasu
Umówiłem się z M. na spotkanie z Mikołajem Golachowskim w Zachęcie. Przed wyjściem z domu sprawdziłem jakim autobusem mogę dojechać na miejsce żeby mimo ciepłego dnia być dalej świeżym - okazało się, że jest jakaś weekendowa zmiana i 105 z Browarnej jedzie akurat koło Zachęty - rewelacja. Wyszedłem z domu mając dużo czasu. Na początek postanowiłem pójść do bankomatu bo nie miałem w ogóle gotówki. Pamiętałem, że bankomat jest w szpitalu na Karowej, więc poszedłem najpierw tam. Okazało się, że w szpitalu jednak nie było bankomatu. Kolejne miejsce gdzie powinien być to BUW. Tym razem się udało.
Przeszedłem na drugą stronę Dobrej i sprawdziłem rozkład jazdy przez komórkę. Miałem do odjazdu jeszcze kilka dobrych minut, więc zamiast iść na przystanek poszedłem na pętlę. Gdy byłem w środku lasku autobus ruszył. Nie wierząc własnym oczom patrzyłem jak skręca w Karową, a potem w Dobrą. Nadal miałem sporo czasu, więc spokojnie mogłem poczekać na następny. Po chwili rzeczywiście przyjechał, ale tylko wysadził pasażerów i na pusto pojechał dalej. Po kolejnych iluś minutach przyjechał kolejny, z którego prawie nikt nie wysiadł. Wsiadłem, a on od razu odjechał. Zacząłem się zastanawiać o co chodzi. Skręcił w Karową, a potem w Dobrą, ale w lewo, a nie tak jak powinien w prawo. Wraz z innymi pasażerami, którzy ze mną wsiedli zaczęliśmy dopytywać się jak będzie dalej jechał. Okazało się, że Wisłostradą ma dojechać do Sanguszki i stamtąd jakoś wrócić na swoją trasę. Stwierdziłem, że jak tak będzie jechał to mam marne szanse dotrzeć na czas do Zachęty. Wysiadłem więc przy Mariensztacie i pieszo udałem się na spotkanie. Wcale bym się nie zdziwił jakby ten autobus był tym co mi uciekł.
Wszedłem po schodach na Karowej, przemknąłem przez Skwer ks. Jana Twardowskiego. Na Królewskiej zacząłem biec bo czasu już mi brakowało. Miałem być świeży i miałem dużo czasu wychodząc z domu, taaa... Koło Victorii źle stanąłem i otoczenie stawu skokowego zaczęło boleć. Chwilę później zobaczyłem M. stojącą pod Zachętą. Zdążyłem, ale ona była pierwsza.
Spotkanie z Mikołajem jak zwykle było świetne. Gość naprawdę ma talent do opowiadania i nawet słuchanie po raz któryś tych samych historii nie jest nudne, a zawsze coś nowego można z nich wyłapać.
Gdy skończyliśmy podziwiać polarne światy, wyszliśmy z Zachęty i ruszyliśmy w stronę Browarnej gdzie M. zostawiła samochód. Idąc przez dziedziniec UW spotkaliśmy prof. Rzeplińskiego. Staw trochę czułem, ale nie było źle. Postanowiliśmy wstąpić do Kafki na herbatę. Dość długo gadaliśmy i gdy kawiarnię mieli już zamknąć ruszyliśmy do wyjścia. Okazało się, że ledwo chodzę. M. pomagając mi zaprowadziła mnie do samochodu. Podwiozła mnie pod dom i jakoś się do niego doczłapałem. Przed pójściem spać po mieszkaniu poruszałem się podpierając się kijkiem trekingowym.
Przeszedłem na drugą stronę Dobrej i sprawdziłem rozkład jazdy przez komórkę. Miałem do odjazdu jeszcze kilka dobrych minut, więc zamiast iść na przystanek poszedłem na pętlę. Gdy byłem w środku lasku autobus ruszył. Nie wierząc własnym oczom patrzyłem jak skręca w Karową, a potem w Dobrą. Nadal miałem sporo czasu, więc spokojnie mogłem poczekać na następny. Po chwili rzeczywiście przyjechał, ale tylko wysadził pasażerów i na pusto pojechał dalej. Po kolejnych iluś minutach przyjechał kolejny, z którego prawie nikt nie wysiadł. Wsiadłem, a on od razu odjechał. Zacząłem się zastanawiać o co chodzi. Skręcił w Karową, a potem w Dobrą, ale w lewo, a nie tak jak powinien w prawo. Wraz z innymi pasażerami, którzy ze mną wsiedli zaczęliśmy dopytywać się jak będzie dalej jechał. Okazało się, że Wisłostradą ma dojechać do Sanguszki i stamtąd jakoś wrócić na swoją trasę. Stwierdziłem, że jak tak będzie jechał to mam marne szanse dotrzeć na czas do Zachęty. Wysiadłem więc przy Mariensztacie i pieszo udałem się na spotkanie. Wcale bym się nie zdziwił jakby ten autobus był tym co mi uciekł.
Wszedłem po schodach na Karowej, przemknąłem przez Skwer ks. Jana Twardowskiego. Na Królewskiej zacząłem biec bo czasu już mi brakowało. Miałem być świeży i miałem dużo czasu wychodząc z domu, taaa... Koło Victorii źle stanąłem i otoczenie stawu skokowego zaczęło boleć. Chwilę później zobaczyłem M. stojącą pod Zachętą. Zdążyłem, ale ona była pierwsza.
Spotkanie z Mikołajem jak zwykle było świetne. Gość naprawdę ma talent do opowiadania i nawet słuchanie po raz któryś tych samych historii nie jest nudne, a zawsze coś nowego można z nich wyłapać.
Gdy skończyliśmy podziwiać polarne światy, wyszliśmy z Zachęty i ruszyliśmy w stronę Browarnej gdzie M. zostawiła samochód. Idąc przez dziedziniec UW spotkaliśmy prof. Rzeplińskiego. Staw trochę czułem, ale nie było źle. Postanowiliśmy wstąpić do Kafki na herbatę. Dość długo gadaliśmy i gdy kawiarnię mieli już zamknąć ruszyliśmy do wyjścia. Okazało się, że ledwo chodzę. M. pomagając mi zaprowadziła mnie do samochodu. Podwiozła mnie pod dom i jakoś się do niego doczłapałem. Przed pójściem spać po mieszkaniu poruszałem się podpierając się kijkiem trekingowym.
Mikołaj Golachowski i jego zwierzołki [aktualizacja: 16.08.2017]
Kto wie, że do poznania śpiewu wielorybów przyczynił się amerykański wywiad, który sądził, że rozpracowuje tajne sygnały sowieckich łodzi podwodnych w Antarktyce? Albo to, że płeć pingwinów najłatwiej poznać po tym, czy mają brudne brzuszki, czy plecy? Albo że lodowce się cielą, a inne krwawią?
Mikołaj Golachowski od ponad dwudziestu lat bada zwierzęta. W polskich i rosyjskich lasach obserwował norki, lisy, jenoty, wilki i łosie. Ale w końcu znalazł swoje miejsce na ziemi: od 2002 roku pracuje w rejonach polarnych. Spędził dwie zimy oraz cztery sezony letnie w Antarktyce, badając ekologię słoni morskich i skupiając się na ich niezwykłych obyczajach seksualnych. Od dziesięciu lat jest przewodnikiem turystycznym w Antarktyce i Arktyce. Praca na statku, pływanie po dzikich rejonach pontonem i żaglówką dało mu okazję do kolejnych bliskich spotkań, zwłaszcza z niedźwiedziami polarnymi i waleniami.
W swojej książce opowiada o bliskich spotkaniach z dzikimi zwierzętami (między innymi z pingwinami, fokami i uchatkami, orkami i wielorybami), o pierwszych zdobywcach Arktyki i Antarktyki – o tych, którzy przeżyli i o tych, po których słuch zaginął. O arktycznych plemionach, ich obyczajach (często zaskakujących), wierzeniach i o tym, jak się skończył ich kontakt z białym człowiekiem. A także o najsmutniejszym dzieciństwie pewnego słodkiego puchatego ptaka, pochwodzioba.
Mikołaj Golachowski
Czochrałem antarktycznego słonia i inne opowieści o zwierzołkach
Wydawnictwo Marginesy, 2016
Przeczytaj fragment książki udostępniony przez wydawnictwo
O książce na LubimyCzytać.pl
Mikołaj Golachowski jest też (współ)autorem innych książek:
Nagranie z rozszerzeniem jednej historii z książki
Rozmowa z Michałem Nogasiem
Nagranie zaczyna się od 3:37:
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)