Umówiłem się z M. na spotkanie z Mikołajem Golachowskim w Zachęcie. Przed wyjściem z domu sprawdziłem jakim autobusem mogę dojechać na miejsce żeby mimo ciepłego dnia być dalej świeżym - okazało się, że jest jakaś weekendowa zmiana i 105 z Browarnej jedzie akurat koło Zachęty - rewelacja. Wyszedłem z domu mając dużo czasu. Na początek postanowiłem pójść do bankomatu bo nie miałem w ogóle gotówki. Pamiętałem, że bankomat jest w szpitalu na Karowej, więc poszedłem najpierw tam. Okazało się, że w szpitalu jednak nie było bankomatu. Kolejne miejsce gdzie powinien być to BUW. Tym razem się udało.
Przeszedłem na drugą stronę Dobrej i sprawdziłem rozkład jazdy przez komórkę. Miałem do odjazdu jeszcze kilka dobrych minut, więc zamiast iść na przystanek poszedłem na pętlę. Gdy byłem w środku lasku autobus ruszył. Nie wierząc własnym oczom patrzyłem jak skręca w Karową, a potem w Dobrą. Nadal miałem sporo czasu, więc spokojnie mogłem poczekać na następny. Po chwili rzeczywiście przyjechał, ale tylko wysadził pasażerów i na pusto pojechał dalej. Po kolejnych iluś minutach przyjechał kolejny, z którego prawie nikt nie wysiadł. Wsiadłem, a on od razu odjechał. Zacząłem się zastanawiać o co chodzi. Skręcił w Karową, a potem w Dobrą, ale w lewo, a nie tak jak powinien w prawo. Wraz z innymi pasażerami, którzy ze mną wsiedli zaczęliśmy dopytywać się jak będzie dalej jechał. Okazało się, że Wisłostradą ma dojechać do Sanguszki i stamtąd jakoś wrócić na swoją trasę. Stwierdziłem, że jak tak będzie jechał to mam marne szanse dotrzeć na czas do Zachęty. Wysiadłem więc przy Mariensztacie i pieszo udałem się na spotkanie. Wcale bym się nie zdziwił jakby ten autobus był tym co mi uciekł.
Wszedłem po schodach na Karowej, przemknąłem przez Skwer ks. Jana Twardowskiego. Na Królewskiej zacząłem biec bo czasu już mi brakowało. Miałem być świeży i miałem dużo czasu wychodząc z domu, taaa... Koło Victorii źle stanąłem i otoczenie stawu skokowego zaczęło boleć. Chwilę później zobaczyłem M. stojącą pod Zachętą. Zdążyłem, ale ona była pierwsza.
Spotkanie z Mikołajem jak zwykle było świetne. Gość naprawdę ma talent do opowiadania i nawet słuchanie po raz któryś tych samych historii nie jest nudne, a zawsze coś nowego można z nich wyłapać.
Gdy skończyliśmy podziwiać polarne światy, wyszliśmy z Zachęty i ruszyliśmy w stronę Browarnej gdzie M. zostawiła samochód. Idąc przez dziedziniec UW spotkaliśmy prof. Rzeplińskiego. Staw trochę czułem, ale nie było źle. Postanowiliśmy wstąpić do Kafki na herbatę. Dość długo gadaliśmy i gdy kawiarnię mieli już zamknąć ruszyliśmy do wyjścia. Okazało się, że ledwo chodzę. M. pomagając mi zaprowadziła mnie do samochodu. Podwiozła mnie pod dom i jakoś się do niego doczłapałem. Przed pójściem spać po mieszkaniu poruszałem się podpierając się kijkiem trekingowym.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz