wtorek, 4 czerwca 2013

Lubimy kląć publicznie

Wymyśliłem sobie, że najlepiej będzie pojechać Polskim Busem o 5.30. Lubię takie poranne wyjazdy, bo nawet jak uda mi się szybko spakować, tak jak tym razem, to i tak w nocy się nie prześpię bo po prostu rano się nie obudzę. Teraz nawet spróbowałem przespać się po przyjściu z pracy. Efekt był taki, że zamiast spać godzinę spałem dwie przesypiając budziki. Po obudzeniu dokończyłem pakowanie i... Nie pamiętam, pewnie porobiłem coś na PoPiasku.pl. Autobus miałem o 4.22, na przystanek tylko kilka minut, ale na wszelki wypadek wyszedłem już o czwartej. Zobaczyłem nawet jakieś przejeżdżające samochody. - Nie jest źle - pomyślałem - Krakowskie jeszcze nie zamknięte. Jednak coś mnie tknęło żeby wczytać się w rozkład. Co prawda internet mówił, że to dobry przystanek, ale... No tak, w nocy z 29 na 30 maja autobus jedzie inną trasą. Spoko, mam czas, przejdę się. Minąłem Pałac Prezydencki, zobaczyłem bariery zamykające ulicę, doszedłem do Uniwerku i spojrzałem na przystanek. - Zaraz, przecież tam było napisane, że N44 jedzie Królewską i przez Pl. Piłsudskiego. On jedzie zupełnie inną trasą! Czasu zostało już mało - muszę biec. Nie ma to jak biegać po ulicy z plecakiem. Uff, na przystanek trafiłem 30 sekund przed autobusem. W nocnym po raz kolejny potwierdziło się, że po kanarach widać, że nimi są.

Czekam na Metrze Młociny. Zza autobusu, który stoi obok zaczyna przebijać się mocne światło. Chyba będzie dziś ładny dzień. To fajnie, ostatnie dni były deszczowe, wieczorem była burza. Dzisiaj może wreszcie będzie ładnie. Nim podjechał autobus przez przystanek przeszedł się pracownik przewoźnika z kwitami bagażowymi. Znowu inaczej. Ciekawe, że PB nie może się dorobić stałej procedury. Oklejam plecak, staję w miejscu w którym wydaje mi się, że będzie luk bagażowy. Podjeżdża autobus. Jednak źle stanąłem - od luku oddziela mnie filar i tłum ludzi. To też by się przydało jakoś ucywilizować. Co chwilę, ktoś podający bagaż przede mną nie ma jeszcze kwitu. Gdy w końcu udaje mi się nadać plecak i wejść do autobusu moje ulubione miejsca na dole są już zajęte. Idę na górę. Jest trochę wolnych miejsc. Wolnych? Tylko pozornie - to miejsca tych co nadawali bagaż, a jadą z kimś. Wygląda na to, że będę jechał w ostatnim rzędzie. To ze słuchania Stryczka będą nici. Okazuje się jednak, że dziewczyna siedząca w przedostatnim rzędzie przesiada się do świeżo poznanych chłopaków z końca. Czyli jednak będę miał dostęp do gniazdka. Bez niego telefon by mi nie wytrzymał.

Chłopaki z ostatniego rzędu głośno rozmawiają. Pomiędzy nimi, na środkowym fotelu, siada jeszcze jedna pani. Nie jest chyba najszczęśliwsza z tego miejsca, jednak włącza się w rozmowę. Mówi, że właśnie wyjeżdża odpocząć od swoich synów i że jej praca polega na słuchaniu. A tu... Później wyjdzie, że jest psychologiem. Towarzystwo znajduje sobie świetny temat do rozmowy - czy można kląć publicznie. Obie panie deklarują, że to lubią. Może niekoniecznie publicznie, ale jednak. Już mamy odjeżdżać, gdy okazuje się, że obok autokaru leży walizka. Jedna z pasażerek orientuje się, że to jej. Szybkie pakowanie i odjazd. Stryczek na uszy i już nie słyszę o czym mówią.

W którymś momencie orientuję się, że część cateringu została już rozdana. Przysypiając dalej słucham kazań. Najwyżej później puszczę je sobie jeszcze raz. Dojeżdżamy do Ostródy. Budka z hot-dogami jeszcze zamknięta. Czyli jednak śniadanie zjem w gdańskim McDonaldzie. Kierowcy się zmieniają. Nowy jest jakiś taki skulony, jakby się bał. Nagle widzę jak wyskakuje zza kierownicy i staje wyprostowany między autobusem, a moimi sąsiadami wracającymi ze sklepu z piwem. - Czytaliście panowie regulamin? Wiecie, że nie wolno... - Tak, tak, oczywiście, nie będziemy spożywać - odpowiadają potulnie.

Pani psycholog korzysta z tego, że moja współpasażerka wysiadła i przesiada się na miejsce obok mnie - też chce chwilę odpocząć. Chłopaki zaczynają się licytować z dziewczyną, kto z nich jest najstarszy. Odjazd. Stryczek znów na uszach. Dojeżdżamy do Gdańska. Towarzystwo z ostatniego rzędu wymienia się telefonami z kolejnymi dziewczynami siedzącymi w pobliżu. Przy wydawaniu bagażu znów nowość - trzeba podać kawałek numeru z kwitu bagażowego. Odbieram plecak i zostaję zaskoczony pytaniem - Jak dojechać na lotnisko? Jak to jest, że gdzie nie pojadę to ludzie mnie pytają jak się gdzieś dostać? Co ciekawsze, jak zapytają nie mnie, a ludzi obok to zwykle dostają błędną odpowiedź.

Wchodzę do Maca, właśnie zmieniają menu śniadaniowe na zwykłe. - Spóźnił się pan dwie minuty - mówi kasjerka. Jednak druga mówi, że jak chcę, to mogą jeszcze przez 15 minut sprzedać coś z porannej oferty. Biorę muffina i kajzerkę. Nawet smakuje jak kajzerka. Piszę smsa do Kuby, że postaram się zdążyć na wcześniejszy autobus. Po chwili odpisuje, że w takim razie szykują się z Magdą do wyjścia.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz