wtorek, 21 lipca 2015

Niezapomniane wakacje

Był ciepły lipcowy wieczór 1988 r. Dwóch nastolatków z Warszawy wybrało się na spacer po Bratysławie. Jeszcze nie wiedzieli, że długo będą pamiętali ten dzień.

27 lat temu rodzice wysłali mnie na wycieczkę do Czechosłowacji. Zaczęło się już ciekawie - paszport dostałem dopiero w dniu wyjazdu, ale już parę godzin po tym jak grupa wyjechała autokarem z Warszawy. Dobrze, że pierwszy nocleg zaplanowany był w Krakowie, więc tam udało mi się ją dogonić pociągiem. Następne kilka dni spędziliśmy w jakimś ośrodku w Białych Karpatach, a potem pojechaliśmy do Bratysławy.

Po południu, a może już wieczorem, 21 lipca wybraliśmy się z kolegą na spacer po mieście. Przeszliśmy przez Dunaj mostem SNP podziwiając spodek wieńczący pylon i liny utrzymujące konstrukcję. Za mostem poszliśmy lekko w prawo, wzdłuż głównej drogi, widząc w oddali jakieś osiedle. Pomyśleliśmy, że może tam będą jakieś sklepy, w których uda się nam kupić buty. Nie uszliśmy zbyt daleko. Gdy zbliżaliśmy się do stacji benzynowej podszedł do nas jakiś cywil, machnął jakąś legitymacją i zażądał dokumentów. Zorientowałem się wtedy, że paszport zostawiłem w pokoju. Zostaliśmy zaproszeni do UAZ-a i zawiezieni na posterunek.

Most SNP, Bratislava (by Pudelek)

Zostaliśmy rozdzieleni i zaczęto nas przesłuchiwać. Dowiedziałem się, że szliśmy w stronę granicy i zapewne zamierzaliśmy ją nielegalnie przekroczyć. Na moją niekorzyść przemawiało także to, że miałem przy sobie aparat fotograficzny.

Gdy zrobiło się już ciemno ponownie zapakowano mnie do UAZ-a i zawieziono do ośrodka, w którym mieszkaliśmy, żeby wziąć mój paszport. Przy okazji udało mi się powiadomić opiekunów grupy o naszym zatrzymaniu. Do ośrodka pojechaliśmy drugim mostem, który był ciekawie oświetlony, a na posterunek wróciliśmy mostem SNP.

Przez kolejne kilka godzin byłem przesłuchiwany. Musiałem się wytłumaczyć ze wszystkich złotówek i koron jakie miałem przy sobie, powiedzieć co robiliśmy przez ostatnie dni i jakie są nasze dalsze plany. W końcu zostałem zaprowadzony do celi, dostałem śpiwór i mogłem pójść spać.

Rano, dzięki współwięźniowi, nauczyłem się jak zgłaszać potrzebę pójścia do ubikacji, do której byłem konwojowany przez strażnika z kałachem. Dostałem też jakieś marne śniadanie, a potem chyba jeszcze jeden posiłek. Noc i przedpołudnie, które ja spędziłem w celi, kolega, jako starszy (15 lat) spędził siedząc na krześle na wartowni.

W końcu wczesnym popołudniem zostaliśmy uwolnieni i przekazani opiekunom naszej grupy, którzy przyjechali po nas autokarem. Zawieźli nas gdzieś do centrum Bratysławy rozmawiając między sobą o tym co z nami zrobić. Wymyślili, że za karę powinniśmy umyć autokar. Kierowca jednak się na to nie zgodził. Zatrzymaliśmy się w końcu na jakimś parkingu. Wszyscy wyszli, a my z kolegą zostali zamknięci w autokarze.

Gdy zostaliśmy sami spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Gorączkowo zaczęliśmy wymieniać się wrażeniami z ostatnich kilkunastu godzin. Temperaturę podnosiło także świecące mocno lipcowe słońce. Na szczęście zlitował się nad nami towarzyszący naszej grupie słowacki pilot, który podał nam przez uchylone okno schłodzone napoje.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz