Był ciepły lipcowy wieczór 1988 r. Dwóch nastolatków z Warszawy wybrało się na spacer po Bratysławie. Jeszcze nie wiedzieli, że długo będą pamiętali ten dzień.
27 lat temu rodzice wysłali mnie na wycieczkę do Czechosłowacji. Zaczęło się już ciekawie - paszport dostałem dopiero w dniu wyjazdu, ale już parę godzin po tym jak grupa wyjechała autokarem z Warszawy. Dobrze, że pierwszy nocleg zaplanowany był w Krakowie, więc tam udało mi się ją dogonić pociągiem. Następne kilka dni spędziliśmy w jakimś ośrodku w Białych Karpatach, a potem pojechaliśmy do Bratysławy.
Po południu, a może już wieczorem, 21 lipca wybraliśmy się z kolegą na spacer po mieście. Przeszliśmy przez Dunaj
mostem SNP podziwiając spodek wieńczący pylon i liny utrzymujące konstrukcję. Za mostem poszliśmy lekko w prawo, wzdłuż głównej drogi, widząc w oddali jakieś osiedle. Pomyśleliśmy, że może tam będą jakieś sklepy, w których uda się nam kupić buty. Nie uszliśmy zbyt daleko. Gdy zbliżaliśmy się do stacji benzynowej podszedł do nas jakiś cywil, machnął jakąś legitymacją i zażądał dokumentów. Zorientowałem się wtedy, że paszport zostawiłem w pokoju. Zostaliśmy zaproszeni do UAZ-a i zawiezieni na posterunek.
Zostaliśmy rozdzieleni i zaczęto nas przesłuchiwać. Dowiedziałem się, że szliśmy w stronę granicy i zapewne zamierzaliśmy ją nielegalnie przekroczyć. Na moją niekorzyść przemawiało także to, że miałem przy sobie aparat fotograficzny.
Gdy zrobiło się już ciemno ponownie zapakowano mnie do UAZ-a i zawieziono do ośrodka, w którym mieszkaliśmy, żeby wziąć mój paszport. Przy okazji udało mi się powiadomić opiekunów grupy o naszym zatrzymaniu. Do ośrodka pojechaliśmy drugim mostem, który był ciekawie oświetlony, a na posterunek wróciliśmy mostem SNP.
Przez kolejne kilka godzin byłem przesłuchiwany. Musiałem się wytłumaczyć ze wszystkich złotówek i koron jakie miałem przy sobie, powiedzieć co robiliśmy przez ostatnie dni i jakie są nasze dalsze plany. W końcu zostałem zaprowadzony do celi, dostałem śpiwór i mogłem pójść spać.
Rano, dzięki współwięźniowi, nauczyłem się jak zgłaszać potrzebę pójścia do ubikacji, do której byłem konwojowany przez strażnika z kałachem. Dostałem też jakieś marne śniadanie, a potem chyba jeszcze jeden posiłek. Noc i przedpołudnie, które ja spędziłem w celi, kolega, jako starszy (15 lat) spędził siedząc na krześle na wartowni.
W końcu wczesnym popołudniem zostaliśmy uwolnieni i przekazani opiekunom naszej grupy, którzy przyjechali po nas autokarem. Zawieźli nas gdzieś do centrum Bratysławy rozmawiając między sobą o tym co z nami zrobić. Wymyślili, że za karę powinniśmy umyć autokar. Kierowca jednak się na to nie zgodził. Zatrzymaliśmy się w końcu na jakimś parkingu. Wszyscy wyszli, a my z kolegą zostali zamknięci w autokarze.
Gdy zostaliśmy sami spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Gorączkowo zaczęliśmy wymieniać się wrażeniami z ostatnich kilkunastu godzin. Temperaturę podnosiło także świecące mocno lipcowe słońce. Na szczęście zlitował się nad nami towarzyszący naszej grupie słowacki pilot, który podał nam przez uchylone okno schłodzone napoje.