środa, 18 września 2013

Z Łeby

Nad Białogórą wstał piękny słoneczny dzień. Jasiek na Przechadzce wchodząc do niej nadłożył drogi od północnego zachodu, chciałem więc znaleźć lepszą trasę. I prawie się udało - nadłożyłem od południa. Przez większość dnia udawałem konia i poruszałem się po szlakach oznaczonych podkową. Szlaki te, tak samo jak piesze, są świetnie wyznaczone w miejscach gdzie ich przebieg nie budzi żadnych wątpliwości. Jak tylko pojawia się jakaś inna możliwość, albo ginie droga, to znaki również znikają. Teraz pomyślałem, że może znakarze w tych miejscach też nie są pewni przebiegu szlaku, więc na wszelki wypadek nie malują znaków. Takie miejsce miałem w okolicach Lubiatowskiej Wydmy. Szlak przeszedł przez strumień, a po drugiej stronie brakowało... drogi. Żeby było łatwiej odnaleźć końskie znaki są one oznaczone na czerwono. Z większej odległości, w ciemnym lesie są prawie zupełnie niewidoczne. Sto metrów dalej znalazłem ścieżkę wijącą się wśród krzewów. Gdy później schodziłem spod latarni Stilo pomyślałem "gdzie te czasy, że po lesie chodziło się z mapą i kompasem, albo nawet i bez nich". Nie musiałem długo czekać. Kilkanaście minut przed skrzyżowaniem, na którym chciałem zejść z wyznaczonych szlaków i pójść pomiędzy nimi, GPS odmówił dalszej współpracy. Trafiłem jednak na zaplanowaną drogę i prosto nią do Łeby.

















































































Brak komentarzy :

Prześlij komentarz